jueves, 11 de diciembre de 2014

Włosy w grudniu 2014 :D

Wracam z aktualizacją włosową po ponad półrocznej przerwie. Przez cały rok 2014 starałam się zapuścić jak najdłuższe włosy, w tym momencie są na linii pach.  Jest to satysfakcjonujący wynik,  mój roczny przyrost ok 12 cm nie licząc podcięć (poszło maksymalnie 4 cm). Kondycję włosów oceniam na średnią, co tu dużo mówić bywało lepiej. Moim głównym problemem są rozdwajające się, suche i kołtuniące końcówki. Ciężko powiedzieć czy daje o sobie znać dawne rozjaśnianie, czy może niedostateczna pielęgnacja, bo w przeszłości nawet niefarbowane włosy rozdwajały mi się przy tej długości. Być może powodem jest po prostu fakt że moje włosy są cieniutkie i bardzo delikatne, nawet upinanie w ciasny koczek czy wiązanie  cienką gumką warkocza je niszczy. A teraz zdjęcia, włosy zostały pofarbowane henną z Lush, umyte odżywką i szamponem ziołowym, przeczesane palcami i pozostawione do wyschnięcia, górną warstwę upięłam bo przeszkadza mi odrastająca grzywka i chciałam uchwycić falującą dolną warstwę włosów.

To zdjęcie chyba lepiej oddaje ich kolor:



Pielęgnacja: 
Mycie metodą OMO 
Pierwsze O: odżywka alberto VO5
Mycie: sprawdzone szampony firmy Quarzo czili i czosnek, aloes i pomidor, miód i rumianek. Testuję szampon rozmarynowy firmy Jamavaal.
Drugie O: odżywka l'Oreal Ever sleek, maska Ion inspired by nature, maska ziaja fioletowa, sporadycznie meksykańska maska proteinowa Nutrapel.
Olejowanie: olej sezamowy, olej zapote mamey, olej rycynowy (w mieszankach), sporadycznie kokos (również jedynie w mieszankach albo na sama skórę głowy)
Serum na końce: Eliksir l'Oreal (nowy nabytek w fazie testów)
Farbowanie: Egipską hennę zamieniłam na Lush Caca rouge jestem zadowolona.

W planach mam wizytę u fryzjerki i podcięcie włosów w kształt litery U. A także intensywniejsze dbanie o włosy. Zakup kolejnych kosmetyków z serii l'Oreal hair expertise - linia bez silikonów i sulfatów. Z ever sleek po półtora roku używania jestem niezmiennie bardzo zadowolona, i nie ukrywam ze szukam alternatywy dla silnych szamponów. Niestety każdy łagodny  którego używałam nie domywał włosów albo okazywał się delikatny tylko z nazwy. O ile w Polsce łatwo dostać taki szampon za parę groszy, tutaj nie ma takiej opcji - pozostają jedynie produkty z wyższej półki które nie radziły sobie z domyciem tłustej skóry głowy.

viernes, 4 de julio de 2014

Włosy w czerwcu


W czerwcu moja pielęgnacja była dość skromna, zaolejowałam włosy dosłownie parę razy, podcięłam samodzielnie końcówki ok. 0,5 cm, nałożyłam egipską hennę po raz drugi. Tym razem nie olejowałam ani nie masowałam skóry głowy i chyba ta przerwa wyszła im na dobre, bo mam wrażenie szybszego porostu niż dotąd. Pielęgnacja skóry głowy ograniczyła się do peelingów: cukrowego i z ziaren kawy, ten drugi to dla mnie nowość i jestem bardzo zadowolona z efektów, na pewno będę powtarzać ten zabieg.
W tym miesiącu byłam bardzo zadowolona z maski Ion inspired by nature, która z tego co rozumiem właśnie wycofywana jest ze sklepów Sally Beauty (sieć sklepów fryzjersko-kosmetycznych z USA), ale udało mi się zrobić zapas.

W składzie ma masła shea, cupuacu i morwah, działa bardzo prostująco  i wygładzająco na moje kłaczki, są nawilżone i elastyczne. Zdecydowanie najlepiej sprawdzają się u mnie takie oleiste odżywki, sporadycznie używam tych z proteinami, a typowo nawilżające składniki (np. aloes i miód) powodują u mnie silne puszenie.
Od pewnego czasu spodnie warstwy włosów zaczęły falować i udało mi się to uchwycić na zdjęciu:



martes, 3 de junio de 2014

Majowa aktualizacja włosowa

Maj zdecydowanie nie był dobrym miesiącem dla moich włosów. Po marcowo- kwietniowej akcji olejowania byłam z nich zadowolona. Niestety w maju naszło mnie na eksperymenty i nie skończyło się to zbyt szczęśliwie. Przyłączywszy się do akcji maseczkowej u Anwen postanowiłam wypróbować domowe maseczki ze składników z mojej lodówki. Na pierwszy ogień wypróbowałam maseczkę z jogurtu i bananów z dodatkiem oleju z pestek winogron. Ta maseczka skutecznie podkopała stan moich włosów. Nie wiem czy to nadmiar protein z jogurtu, czy może złe działanie bananów na moje włosy... W każdym bądź razie moje włosy po zmyciu były koszmarnie suche, splątane i szorstkie. Niestety nie mogę się do końca uporać do tej pory zwłaszcza z kołtunami, które wcześniej miałam pod kontrolą. Zakupiłam z okazji pogorszenia stanu włosów parę nowych kosmetyków i glicerynę. Przede wszystkim koleją tubkę ulubionej odżywki Eversleek z L'Oreal (bez silikonu, z olejem słonecznikowym), nowość dla mnie  Ion inspired by nature (bez silikonu, z naturalnymi masełkami), saszetkę z odżywką arganową One'n Only (jeszcze nie wypróbowałam). W związku z kołtunieniem musiałam też nabyć szampon bez siarczanów Ion color defense, bo mój normalny szampon pomidorowo-aloesowy marki Quarzo (coś w rodzaju polskiej Barwy) przestał mi służyć.
Oleje których używałam: sezamowy, lniany i słonecznikowy. Zazwyczaj olejuję na sucho, ale w tym miesiący skusiłam się też na olejowanie na glicerynę, ale póki co nie wyrobiłam sobie jeszcze opinii o tej metodzie.
Na początku maja pofarbowałam włosy tonerem Ion brights w kolorze pomarańczowym, niejako żeby "przymierzyć" rudy kolor. Toner wypłukał się błyskawicznie, tydzień po tym zdecydowałam się już na farbowanie włosów henną egipską. Kolor wyszedł bardzo pomarańczowy i dość jasny, czyli taki jaki chciałam, henna i tym razem nie pogorszyła kondycji włosa ani nie przesuszyła. Być może z powodów hormonalnych moje włosy są coraz mniej proste, czasami w spodnich partiach włosów znajduję wręcz całe regularnie sfalowane pasemka. Wierzchnia warstwa lubi raczej się spuszyć, oba zjawiska są dla mnie dość nowe bo zawsze miałam proste włosy.

(Po lewej włosy na początku maja, proste bo świeżo umyte i suszone zimnym nawiewem. Po prawej włosy pod koniec maja.)

Ps. Wiem że moje włosy nie są równo ścięte, jest to efekt rocznego unikania fryzjera i samodzielnego nieudolnego podcinania. Przyznam że jestem na etapie gdzie cieszy mnie każdy centymetr i ciężko mi zdecydować się na wizytę u profesjonalisty.

jueves, 1 de mayo de 2014

MWH

Zapraszam do mojej długiej i krętej historii włosowej.
Od dziecka miałam bardzo cienkie i słabe włosy, które mama obcinała mi "na garnek", często mylono mnie z chłopcem. Na początku były to "trzy włoski na krzyż" w kolorze jaśniutkiego słomianego blondu. 

Ciemniały i gęstniały stopniowo, niestety po dziś dzień są bardzo delikatne niczym włosy dziecka. Dość wcześnie zaczęłam się nimi interesować i używać odżywek, na początku były to odżywki bez spłukiwania Ziaja.

W gimnazujm były już w kolorze ciemnego mysiego blondu. 
Udało mi się trochę je zapuścić, nosiłam je zawsze związane w kucyk, niestety nie mam zdjęcia, które by to dobrze ilustrowało. Używałam odżywek Dove i Glisskur, kładzionych od nasady w nadziei że wzmocni mi to włosy, były wiecznie ulizane. Później nastało liceum i era rozjaśnionego blondu. Zaczęło się od rozjaśniacza w sprayu palette. Na początku byłam zachwycona efektem, a mój nowy kolor zbierał wiele komplementów. Niestety, jak to z takimi sprayami bywa, włosy stawały się coraz bardziej żółte i dlatego przestawiłam się na farby blond. 

O dziwo przez pierwszy rok zabawy z farbami były w dość dobrej kondycji, pomimo że farbowałam zawsze całą głowę i za każdym razem innym odcieniem, coraz to innej marki. Ostatecznie dobiło je farbowanie farbą superrozjaśniającą. Cieszyłam się ładnym blondem przez 2 tygodnie, po czym włosy zaczęły drastycznie żółknąć i wyszła na jaw ich tragiczna kondycja. Łamały się i znajdywałam je wszędzie. Postanowiłam definitywnie zrezygnować z blondu, zafarbowałam włosy na kolor zbliżony do mojego naturalnego. Po skończeniu liceum ścięłam włosy i nosiłam krótką fryzurą z asymetryczną grzywką. 

Ciemny blond znudził mi się bardzo szybko, nadeszła paroletnia era rudośći. Używałam henny firmy eld w proszku w odcieniach chna i tycjan, później też jakiejś egipskiej z allegro. Henna okazała się wybawieniem dla moich skatowanych kłaków, wydawały się grubsze i ładnie błyszczały. Byłam zachwycona pięknym marchewkowym kolorem.

Niedługo potem zaczęłam zapuszczać dready, ale nie wytrwałam długo. Większość kołtunów dało się rozpleść, część musiałam obciąć praktycznie przy skórze głowy (to były naturalne dredy, nie takie wyplatane szydełkiem ani tapirowane). 

Włosy obcięłam dość krótko, kolejne aplikacje henny dawały coraz ciemniejszy kolor, który coraz mniej mi się podobał. 

Podjęłam decyzję o powrocie do naturalnego koloru włosów, było to w 2009 roku. Początki były ciężkie, zwłaszcza że nie potrafiłam do końca przekonać się do mojego naturalnego koloru. Stopniowo ścinałam wyblakłe, rude końcówki.

Oto mój naturalny kolor, i zdjęcie z początków włosomaniactwa, rok 2010.

Trafiłam na forum wizaż i pierwsze blogi o włosach, namiętnie o nie dbałam i zapuszczałam. Nie udało mi się wytrwać w naturalnym kolorze i robiłam henna gloss (łyżka henny na 100 ml jogurtu naturalnego). 
W szczycie włosomaniactwa włosy wygladały czasami tak:

... a czasami tak:

(Tak, to te same włosy! Zdjęcia zrobione w małym odstępie czasu. Tak tragicznie wyglądają moje włosy jeśli np. nie rozczeszę ich na mokro po umyciu, a czasami też bez żadnego wyraźnego powodu.)

Kapryśność moich włosów doprowadzała mnie to do szału, efekt tafli następował jedynie parę godzin po umyciu, po czym włosy zaczynały się puszyć albo zbijać w strączki. Miałam tego dość, czułam się rozczarowana włosomaniactwem i moim włosami. Pod koniec 2012 roku ścięłam je na boba z grzywką, bardzo lubię taką fryzurę i wrócę do niej nie raz. Tutaj zdjęcie w oryginalnym stroju z lat 20-tych XX w.

Mimo rozczarowań, nigdy nie przestałam dbać o włosy, ale robiłam to dużo mniej intensywnie. Przestałam tak bardzo się przejmować stanem moich włosów. Złapałam za prostownicę po raz pierwszy w życiu. Mimo stylizacji, chwilowej przygody z farbą jasny blond parę miesięcy temu, moje włosy dziś mają się całkiem dobrze. Nie są idealne, gdyż z natury są cienkie i nawet najlepsze wcierki i odżywki tego nie zmienią.  Mimo to na dzień dzisiejszy jestem z ich kondycji całkiem zadowolona. Gdyby rozjaśniacz nie podrażniał tak mocno mojej skóry głowy pewnie zostałabym przy blondzie. Chciałabym zapuścić trochę, bo nigdy nie miałam na prawdę długich włosów, mam przeczucie że tym razem mi się uda :)

Nie zamierzam rezygnować ze stylizacji, ani słuchać ślepo kolejnych włosowych guru, tylko stosować co MNIE pasuje. Nikt nie jest mnie w stanie namówić na czesanie włosów tylko na sucho albo na spanie w związanych, bo dla mnie to nie jest ani konieczne, ani korzystne. Dwoma największymi odkryciami dla mnie są henna i olejowanie. W tym momencie przede wszystkim cenie sobie zdrowy rozsądek  i wygodę. 
Pozdrawiam. 

martes, 15 de abril de 2014

Marzec miesiącem olejowania, podsumowanie akcji.


Dziś czas na podsumowanie marcowej akcji olejowania u Anwen. 
W ramach akcji olejowałam włosy przed każdym myciem, przez ponad miesiąc olejem sezamowym (rafinowanym), przeznaczonym do użytku kosmetycznego. Gwoli wstępu krótki opis typu włosów:  bardzo cienkie, delikatne, gęste, raczej zaliczające się do prostych, farbowane, średnio porowate (?), z tendencją do puszenia się. Muszę zaznaczyć że to nie jest moja pierwsza przygoda z olejowaniem, ale nigdy wcześniej nie robiłam tego przed każdym myciem. 
Przechodząc do konkretów, jestem bardzo zadowolona z z oleju sezamowego i śmiało mogę go polecić wszystkim o podobnym typie włosów. Kosmyki zrobiły się elastyczniejsze, bardzo miękkie i błyszczące. Niestety  w moim przypadku oleje nie eliminują problemu puszenia się włosów.
Żeby nie pozostać gołosłowną, dodaję zdjęcie przed i po. Na drugim zdjęciu włosy są lekko wystylizowane na końcach, bo akurat tak wypadło że jak zauważyłam podsumowanie u Anwen, to już byłam uczesana. Myślę jednak że efekt jest widoczny i przyznam, że bardzo mnie ta akcja zmotywowała do regularnego olejowania i zachęcam wszystkich do dania szansy olejom, bo warto.