jueves, 1 de mayo de 2014

MWH

Zapraszam do mojej długiej i krętej historii włosowej.
Od dziecka miałam bardzo cienkie i słabe włosy, które mama obcinała mi "na garnek", często mylono mnie z chłopcem. Na początku były to "trzy włoski na krzyż" w kolorze jaśniutkiego słomianego blondu. 

Ciemniały i gęstniały stopniowo, niestety po dziś dzień są bardzo delikatne niczym włosy dziecka. Dość wcześnie zaczęłam się nimi interesować i używać odżywek, na początku były to odżywki bez spłukiwania Ziaja.

W gimnazujm były już w kolorze ciemnego mysiego blondu. 
Udało mi się trochę je zapuścić, nosiłam je zawsze związane w kucyk, niestety nie mam zdjęcia, które by to dobrze ilustrowało. Używałam odżywek Dove i Glisskur, kładzionych od nasady w nadziei że wzmocni mi to włosy, były wiecznie ulizane. Później nastało liceum i era rozjaśnionego blondu. Zaczęło się od rozjaśniacza w sprayu palette. Na początku byłam zachwycona efektem, a mój nowy kolor zbierał wiele komplementów. Niestety, jak to z takimi sprayami bywa, włosy stawały się coraz bardziej żółte i dlatego przestawiłam się na farby blond. 

O dziwo przez pierwszy rok zabawy z farbami były w dość dobrej kondycji, pomimo że farbowałam zawsze całą głowę i za każdym razem innym odcieniem, coraz to innej marki. Ostatecznie dobiło je farbowanie farbą superrozjaśniającą. Cieszyłam się ładnym blondem przez 2 tygodnie, po czym włosy zaczęły drastycznie żółknąć i wyszła na jaw ich tragiczna kondycja. Łamały się i znajdywałam je wszędzie. Postanowiłam definitywnie zrezygnować z blondu, zafarbowałam włosy na kolor zbliżony do mojego naturalnego. Po skończeniu liceum ścięłam włosy i nosiłam krótką fryzurą z asymetryczną grzywką. 

Ciemny blond znudził mi się bardzo szybko, nadeszła paroletnia era rudośći. Używałam henny firmy eld w proszku w odcieniach chna i tycjan, później też jakiejś egipskiej z allegro. Henna okazała się wybawieniem dla moich skatowanych kłaków, wydawały się grubsze i ładnie błyszczały. Byłam zachwycona pięknym marchewkowym kolorem.

Niedługo potem zaczęłam zapuszczać dready, ale nie wytrwałam długo. Większość kołtunów dało się rozpleść, część musiałam obciąć praktycznie przy skórze głowy (to były naturalne dredy, nie takie wyplatane szydełkiem ani tapirowane). 

Włosy obcięłam dość krótko, kolejne aplikacje henny dawały coraz ciemniejszy kolor, który coraz mniej mi się podobał. 

Podjęłam decyzję o powrocie do naturalnego koloru włosów, było to w 2009 roku. Początki były ciężkie, zwłaszcza że nie potrafiłam do końca przekonać się do mojego naturalnego koloru. Stopniowo ścinałam wyblakłe, rude końcówki.

Oto mój naturalny kolor, i zdjęcie z początków włosomaniactwa, rok 2010.

Trafiłam na forum wizaż i pierwsze blogi o włosach, namiętnie o nie dbałam i zapuszczałam. Nie udało mi się wytrwać w naturalnym kolorze i robiłam henna gloss (łyżka henny na 100 ml jogurtu naturalnego). 
W szczycie włosomaniactwa włosy wygladały czasami tak:

... a czasami tak:

(Tak, to te same włosy! Zdjęcia zrobione w małym odstępie czasu. Tak tragicznie wyglądają moje włosy jeśli np. nie rozczeszę ich na mokro po umyciu, a czasami też bez żadnego wyraźnego powodu.)

Kapryśność moich włosów doprowadzała mnie to do szału, efekt tafli następował jedynie parę godzin po umyciu, po czym włosy zaczynały się puszyć albo zbijać w strączki. Miałam tego dość, czułam się rozczarowana włosomaniactwem i moim włosami. Pod koniec 2012 roku ścięłam je na boba z grzywką, bardzo lubię taką fryzurę i wrócę do niej nie raz. Tutaj zdjęcie w oryginalnym stroju z lat 20-tych XX w.

Mimo rozczarowań, nigdy nie przestałam dbać o włosy, ale robiłam to dużo mniej intensywnie. Przestałam tak bardzo się przejmować stanem moich włosów. Złapałam za prostownicę po raz pierwszy w życiu. Mimo stylizacji, chwilowej przygody z farbą jasny blond parę miesięcy temu, moje włosy dziś mają się całkiem dobrze. Nie są idealne, gdyż z natury są cienkie i nawet najlepsze wcierki i odżywki tego nie zmienią.  Mimo to na dzień dzisiejszy jestem z ich kondycji całkiem zadowolona. Gdyby rozjaśniacz nie podrażniał tak mocno mojej skóry głowy pewnie zostałabym przy blondzie. Chciałabym zapuścić trochę, bo nigdy nie miałam na prawdę długich włosów, mam przeczucie że tym razem mi się uda :)

Nie zamierzam rezygnować ze stylizacji, ani słuchać ślepo kolejnych włosowych guru, tylko stosować co MNIE pasuje. Nikt nie jest mnie w stanie namówić na czesanie włosów tylko na sucho albo na spanie w związanych, bo dla mnie to nie jest ani konieczne, ani korzystne. Dwoma największymi odkryciami dla mnie są henna i olejowanie. W tym momencie przede wszystkim cenie sobie zdrowy rozsądek  i wygodę. 
Pozdrawiam. 

6 comentarios:

  1. dla mnie również henna i oleje to wielkie odkrycie, śliczne włosy :)

    ResponderEliminar
  2. Efekt tafli niesamowity ;) Ja się chyba takiego nie doczekam na swoich włosach. Też czeszę włosy na mokro, mimo że są prawie proste :)

    ResponderEliminar
    Respuestas
    1. Dziękuję! Może się doczekasz, może to kwestia właśnie naturalnego koloru, który słabo odbija światło, jak u mnie. Jeśli masz na półce u siebie odżywkę albo maskę z keratyną to możesz spróbować takiego domowego zabiegu: po umyciu odcisnąć nadmiar wody w ręcznik, nałożyć czepek foliowy i podgrzewać parę minut, spłukać chłodną wodą. Oczywiście to tylko efekt doraźny, keratyna uzupełnia ubytki we włosie. Dawno tego nie robiłam, bo mi wycofali odżywkę, której używałam do tego, niestety takie mam szczęście że jak mi coś podpasuje to przestają to produkować :D.

      Eliminar
  3. W olejowaniu jest siła i moc, :)) masz ładne włosy. Moje też w dotyku przypominają te dziecięce :/

    ResponderEliminar